Czytam sobie w ostatnich
miesiącach, bardzo niespiesznie książkę Johna Gimlette „Dzikie wybrzeże”. Autor
dość dogłębnie penetruje wschodnie wybrzeże Ameryki Południowej. Nie byłoby w
tym nic specjalnie sensacyjnego czy też odkrywczego, gdyby nie to, że lista
odwiedzanych krajów jest następująca: Gujana, Surinam i Gujana Francuska. Kraje
te wcześniej kojarzyły mi się głównie z piłkarzami Holandii bądź Francji,
którzy urodzeni hen daleko, wychowywali się już w Europie i tam robili
piłkarska karierę. Clarence Seedorf, Bernard Lama czy wreszcie Florent Malouda,
który ostatnio dał się we znaki drużynie Legii, to najwybitniejsze przykłady
opisanego wyżej schematu. Ile ktoś z Was, wie na temat Gujany albo Surinamu?
Prawie nic. Dla mnie Surinam równał się Seedorf.
Dzięki książce Brytyjczyka nieco
poszerzyłem horyzonty. Postanowiłem też wreszcie poważniej zająć się podróżami
i później opisywaniem tego, co widziałem. Wpis ten sklecam naprędce, tuż przed
wyjściem do pracy. Niech będzie on jednak zapowiedzią pewnych zmian na blogu.
Postaram się dość regularnie, poza jakimiś refleksjami dotyczącymi Krakowa,
świata codziennego oraz literatury spisywać wspomnienia z miejsc, w których
byłem. Będzie to oczywiście ledwie namiastka „prawdziwego bloga podróżniczego”.
Postaram się, co może być trudne i czasochłonne bardziej kierować się w stronę
reportażu. Nie zabraknie jednak też "szalonych przygód", "mrożących krew w żyłach opowieści" oraz "słitaśnych foteczek". Dla każdego coś miłego.
Chciałbym z czasem potraktować
tego bloga, jako dziennik z podroży. Być może kiedyś uda się wyjechać na
dłużej, walczyć z biedą oraz chłodem i co dwa-trzy dni wysyłać do czytelników
sygnał: „żyję, żyję tak, jak to opisałem”.
Będę się starał, żeby było
ciekawie. Ci, którzy mnie znają (a na chwilę obecną to pewnie 99% osób, które
to czytają), wiedzą, że nudno nie było. Postaram się wybierać taki rodzaj
narracji, pisania o podróżach, żeby równie dobrze się to czytało, jak mam
nadzieję, czasem się słuchało.