Gdy wyruszałem do
Santiago de
Compostela w zeszłym roku, to miałem mały problem z nabyciem paszportu. Wymarzyłem sobie taki ładny, oryginalny. Niestety zabrałem się jego
załatwianie zbyt późno, zaś w księgarni na Miodowej zaproponowali mi jakiś
absurdalnie długi czas oczekiwania na zamówienie. W końcu wydrukowałem gotowy
wzór ze strony
Polskiego Klubu Camino de Santiago i z niemałą pomocą siostry go skleiłem. Z takim zwykłym kawałkiem papieru doszedłem aż do Strasbourga, gdzie kupiłem
Créanciale du pèlerin de Saint-Jacques-de-Compostelle wydany przez kościół
katolicki we Francji. Różnił się tym, że miał grubszy papier, ładne zdjęcie
oraz napisaną po francusku krótką informację, że jestem pielgrzymem i proszę o
pomoc. Zbierałem w nim stemple przez
całą Francję. Dopiero w Saint Jean Pied de Port, u progu Pirenejów, nabyłem
ostatni paszport.
Tym razem
Carnet de Pèlerin de Saint-Jacques wystawiony przez Les Amis du Chemin de
Saint-Jacques Pyrénées-Atlantiques. Z nim dotarłem do Finisterry i Muxii.
Mój zestaw wszędzie był akceptowany i uzyskałem certyfikat przejścia. Od
kwietnia zmieniły się jednak zasady w Hiszpanii.

Na oficjalnej stronie katedry w
Santiago de Compostela pojawiła się wiadomość, że akceptowane będą tylko
paszporty wydane przez Biuro Pielgrzyma oraz organizacje bądź stowarzyszenia,
które posiadają zgodę na ich wydawanie. Dokładniej opisał to portal
Caminodelavida. Czy coś to jednak zmienia na pielgrzyma wyruszającego z Polski?
Gdy dotarłem do Santiago i
powiedziałem skąd wyruszyłem, pani w Biurze Pielgrzyma zdziwiła się, rzuciła
okiem na zestaw trzech paszportów. Nie sprawdzała każdego stempla po kolei.
Chyba uważała podobnie jak ja, nie ma sensu oszukiwać czy pokazywać lewych
dokumentów. Spytała, czy chcę otrzymać certyfikat odległości i ile kilometrów w
przybliżeniu przeszedłem. Nie wiedziałem, więc wspólnie ustaliliśmy, że
wpiszemy 3700km. Pani była szczęśliwa, ja byłem szczęśliwy i kolega z Danii –
Mogens był szczęśliwy. Sprawdził, ile podałem i zgłosił, że przeszedł 13
kilometrów więcej. Obaj uznaliśmy to za niezły żart. Akurat sto czy dwieście
kilometrów w jedną stronę przy takiej wyprawie nie ma większego znaczenia.
Szczególnie, gdy udało się już osiągnąć cel. Liczy się Droga, nasze przeżycia. Dwa
paszporty miałem „akredytowane”, zaś ten polski robił wrażenie dość dużą egzotycznością
stempli. Rozmawiałem o tym z wieloma osobami w Santiago. Dokładniej sprawdzane
są paszporty osób, które pokonały krótszą drogę, miały jeden paszport. Posiadanie
dwóch, to już spory wyczyn (no chyba, że ktoś zbiera po pięć stempli dziennie).

Jedyne niebezpieczeństwo widzę, jeśli
ktoś niesie ze sobą zeszyt i zbiera w nim stemple z całej drogi, wtedy może się
zdarzyć, że w Biurze Pielgrzyma nie będą chcieli uznać jego przejścia. Czy
jednak to jest aż tak istotne? Certyfikat to pamiątka, ale na pewno nie najważniejsza.
Nikt nie odbierze wspomnień, przeżyć ani doświadczeń, które zebraliśmy. Niektórzy
idą tysiące kilometrów, inni pięćset czy dwieście. Ale chyba nikt nie idzie po
to, aby potem chwalić się kawałkiem papieru. Ja swoje certyfikaty schowałem do
szuflady, często wracam do paszportów pielgrzyma. Mam tam różne stemple, wpisy
z życzeniami zdrowia. Jest to indeks miasteczek i wsi, miejsc ważnych i takich,
gdzie tylko przemknąłem i wziąłem pieczątkę w biurze informacji turystycznej.
Piękna pamiątka, jedna z ważniejszych, ale dalej tylko pamiątka. Dla mnie
pielgrzymowanie to była przede wszystkim szansa dotknięcia prawdziwej wolności
i to, czy miałem paszport akredytowany czy własnej roboty nie miało dla mnie
większego znaczenia.
Co mogę poradzić osobom wyruszającym z Polski? Zamówienie paszportu przez stronę Camino.net.pl i zapoznanie się z tym zapisem: "Zasadniczo powinien być on używany jedynie na wytyczonych odcinkach Drogi św. Jakuba na terenie Polski; w wyjątkowych przypadkach (np. przy wyjściu z Polski z zamiarem dotarcia do Santiago) można go używać także na Camino w innych krajach, jednakże za granicą sugerowane jest korzystanie z miejscowych legitymacji pielgrzyma". W Niemczech czy we Francji da się kupić paszport pielgrzyma, który jest uznawany w tamtych krajach. Ja nie spotkałem się, aby ktoś mnie wypytywał czy sprawdzał ten dokument dokładnie.
Dostałem kilka razy pytanie, gdzie można otrzymać stempel w Niemczech czy w Czechach. Ja wyszedłem z założenia, że jedynym ograniczeniem jest moja wyobraźnia. Najczęściej prosiłem o pieczątki na plebaniach czy w kościołach, jednak zdarzało się brać je w barach, bibliotekach, muzeach, sklepach spożywczych, urzędach miasta czy biurach informacji turystycznej. Czyli po prostu tam, gdzie ktoś dysponował pieczątką z nazwą miejscowości.
A na koniec zdradzę Wam w tajemnicy, że w tym roku zamierzam również dotrzeć do Santiago de Compostela. Trzymajcie kciuki, aby plan wypalił.